Dopiero wyjeżdżałam, a już wróciłam. Aż trudno jest uwierzyć, że jeszcze 3 dni temu byłam w Szkocji, która zachwyciła mnie jeszcze bardziej niż rok temu. Czasu nie było dużo, ale tydzień wystarczył, aby utworzyć w sercu nową szufladkę pełną wspomnień.
Jaki był ten wyjazd? W wielkim skrócie, minął nam na…

… podziwianiu kolorów – wyrazistych, ciepłych i skąpanych w słońcu
… wspinaniu się pod górę, żeby za chwilę zejść na dół, a potem znowu w górę
… cieszeniu zmęczonych oczu wszystkimi odcieniami soczystej zieleni
… szukaniu oznak opóźnionej w tym roku jesieni i jej charakterystycznych barw
… chodzeniu po cmentarzach, które skrywają w sobie mnóstwo tajemnic
… byciu uważnym i wypatrywaniu detali, które tworzą niepowtarzalny klimat
… podziwianiu majestatycznego Edynburga z różnej perspektywy
… słuchaniu / czytaniu historii z życia i miejskich legend wziętych
… zwiedzaniu nieznanych zakątków Edynburga jak np. dzielnica portowa Leith
… spacerowaniu po plaży, gdzie jedni chodzą w kurtkach i szalach a inni się kąpią
… upewnieniu się, że nie jestem w stanie wypić a tym bardziej polubić whiskey
… małych i dużych przyjemnościach, takich jak cały dzień w uroczym mieście Perth
… spełnianiu marzeń – jednym z nich było to jeszcze z dzieciństwa, o pojechaniu nad Loch Ness
… cieszeniu się radością tych, którzy 18.09 powiedzieli NO i pocieszaniu tych, którzy zaznaczyli YES
… odnajdywaniu wejść i furtek do prawdziwych, tajemniczych ogrodów
… wchodzeniu w każdą uliczkę, alejkę, w każdy zakątek i podwórko Edynburga
… chwilach zaskoczenia, wzruszenia i rozczarowania (gdy okazało się, że wytęskniony przewodnik jest w drodze do Londynu, gdzie teraz będzie mieszkał). Nie jestem w stanie opowiedzieć Wam wszystkiego naraz, ale powiem tylko, że wyjazd spełnił wszystkie moje oczekiwania i upewnił w przekonaniu, że był to tylko kolejny szkocki etap i że jest to miejsce do powrotów, bo mnóstwo miejsc czeka jeszcze na odkrycie. Mam już nawet poglądowy plan kolejnego wyjazdu w póki co nieokreślonej przyszłości. Teraz czas wrócić do codzienności, do pracy. Ehh, będzie mi ciężko 🙁