Podróż na Sycylię nie była prywatna, a służbowa. Spędzałam na wyspie czas z pracownikami innych biur podróży. Spaliśmy w różnych hotelach położonych w różnych częściach wyspy. Na pierwszy ogień poszło zachodnie wybrzeże Sycylii i miejscowość Selinunte. Mieliśmy tam spędzić 1.5 dnia, co nie wzbudziło mojego zachwytu.
Nie należę do osób, które potrafią usiąść i siedzieć. Muszę chodzić, szukać, odkrywać. OK, usiąść też lubię, ale w przerwie chodzenia. A tu nagle utknęłam w małej wsi z 2 hotelami. Rozpakowałam walizkę i lekko naburmuszona poszłam obejrzeć plażę. Większość uczestników wyjazdu poszła się opalać, ale ja na słońcu leżeć nie mogę. Nie miałam pomysłu co mam ze sobą zrobić przez najbliższe 5h. Nie było nawet gdzie iść na spacer – dookoła nie było po prostu nic, poza kilkoma krzakami. Spytałam naszego opiekuna czy w okolicy można coś zobaczyć, ale nie dostałam jasnej odpowiedzi.
Wyciągnęłam z plecaka papierowy przewodnik, usiadłam nad wodą i zaczęłam czytać. Szybko okazało się, że dzień nie jest jeszcze stracony! Selinunte było starożytnym greckim miastem. Na jego obrzeżach znajdują się udostępnione do zwiedzania ruiny Z pięciu świątyń odbudowana została jedynie Świątynia Hery. Przy okazji dowiedziałam się, że Slinunte wzięło swoją nazwę od… dzikiej pietruszki (z gr. “sélinon”), którą wciąż można tam spotkać.
Ten największy park archeologiczny w Europie znajdował się dokładnie godzinę piechotą od hotelu w którym nas zakwaterowano. Nie myśląc długo przebrałam się i ruszyłam w drogę. Spacer przez uśpione popołudniową sjestą Selinunte był przyjemny pomimo palącego słońca. Jedynym minusem był brak jakiegokolwiek sklepu w którym można by było kupić butelkę wody. Gdy dotarłam na miejsce, stanęłam jak wryta.

Starożytne miasto było duże i majestatyczne. Do dziś teren zwiedzania jest tak ogromny, że nie miałam szansy zobaczyć całości. Bilet wstępu kosztował ok. 5€, dodatkowo można było wykupić przejażdżkę meleksem między świątyniami (na szczęście mieli też zimną wodę z lodówki!).

Wracałam też spacerem, rozkoszując się chwilą. Słońce świeciło jak szalone, powietrze było ciężkie od zapachu wiosennych kwiatów. Pył z kiepskiej drogi zawirował mi przed nosem, kiedy minął mnie stary, czerwony skuter. Kilka domów, sklepów i restauracji budzących się do życia po przerwie, brak turystów, kilku miejscowych uśmiechających się do mnie serdecznie i szczerze.

19 komentarzy
Koniecznie musze pojechać!
Zgadzam się z Kasią, zawsze sobie poradzisz! 😉 I też nie lubię leżenia na leżaku, strata czasu 😛
Najważniejsze, by nie oceniać 'książki' po okładce. Wystarczy trochę się rozejrzeć i zaraz coś ciekawego się znajduje 🙂
no proszę, zawsze można coś ciekawego znaleźć, a tutaj wyjatkowo przyjemna niespodzianka!
Zapraszam do siebie. fallintravelling.blogspot.com/
Ah… super! takie popołudnie na Sycylii to ja rozumiem. Prosimy o więcej zdjęć 🙂
Zupełnie inny świat , spokojnie , bez tłumu turystów ….. Jak na innej planecie :))))Warto nieraz zostać odkrywcą zamiast iść za tłumem :))))
JK
Ci co zakotwiczyli na plaży nawet nie wiedzą ile stracili.Fajnie być odkrywcą:). Bardzo często tak to właśnie jest, że z pozoru nudne i mało interesujące miejsca kryją w sobie ciekawe zakątki, trzeba tylko dać im szansę:)
Umówmy się to jest Kenia a nie Bahamy…
Świetne zdjęcia 🙂
Pozdrawiam
Heh, dziewczyny. Ja się chyba wybiorę do tego drugiego hotelu zobaczyć, co to jest, bo ten rajski to ten, w którym mieszkam 🙂 Powiem Wam tylko, że jakby się ktoś postarał to i tu znajdzie takie lepianki jak na zdjęciach z tego drugiego.
Hahaha, dokladnie 😉
Lokalny koloryt 😀
Ja w przypadku Sycylii miałam ekstremalnie wysoko podwieszoną poprzeczkę wymagań. Na szczęście, pomimo niepokojącego początku, nie rozczarowałam się 🙂
To miłe zaskoczenie, choć po pierwszych zdjęciach nie spodziewałam się niczego więcej. Chyba wszystko zależy od naszego podejścia, bo inaczej łatwo się rozczarować.
Faktycznie fajna niespodzianka! Ja też nie lubię leżenia na plaży..
Czy masz na myśli slumsy/raj ostatnią historię z Kenii? 😉
Hahah, nie podejrzewalam nawet przez chwile 😀 Ale pomyslalam o tych wszystkich turystach, ktorzy trafiaja do slumsow zamiast do raju, ktorzy czekaja 10 godzin pod hotelem, ktorych wyjazd nagle sie przesuwa o dzien itd itp. Natchnely mnie Twoje przejscia 😉
To był wyjazd służbowy, przecież nie objazdówka za własne pieniądze! Chyba już trochę mnie znasz, jak możesz mnie podejrzewać o takie COŚ! 😉
Tak jak moglabym sobie wyobrazic prace w turystyce, za nic w zyciu nie zdecydowalabym sie na wyjazd zorganizowany.
Co do greckich ruin, szczescie w nieszczesciu, ale Ty sobie wszedzie poradzisz 😉