Słowo wstępu
Ten blog powstał 3 lata temu z miłości do Portugalii. Chciałam uchwycić ulotne momenty, zachować wspomnienia z portugalskich wojaży. Niestety w wyniku błędu serwera w 2017 roku straciłam większość wpisów z pierwszych lat jego istnienia. Postanowiłam nie przywracać ich na siłę. Wspominam o tym, bo jeśli zaczniesz czytać wpisy od końca, możesz mieć wrażenie, że czegoś w nich brakuje. Nie bądź zaskoczona jeśli z treści wynika, że już o czymś pisałam, a jednak tego nie ma. Było – zniknęło – trzeba żyć dalej.
Każdy, kto czasami tutaj zagląda wie, jak bardzo kocham Portugalię, a w szczególności Lizbonę. Pisałam o tym wiele razy, ale samego miasta nie pokazywałam zbyt często. Jest w tym coś egoistycznego – chciałabym lizbońskie wspomnienia zamknąć w sercu na klucz. Tak, żeby były wyłącznie moje. To miasto jest dla mnie bardzo osobiste. Wręcz intymne. Jest w nim coś, co działa na moją duszę w wyjątkowy sposób. Coś, co mnie wycisza. Czemu właśnie Lizbona? Ta cicha stolica na krańcu Europy, w pomijanym przez wielu kraju? Chciałabym dziś Ci powiedzieć za czym właściwie tęsknię. Zapraszam Cię we wspólną podróż!
Tęsknię za wzgórzami, stromymi schodami i rdzawymi dachami starych budynków.

Tęsknię za szybką, poranną kawą wypijaną na stojąco przy szklanej ladzie.
Za jej kojącym zapachem i cynamonowym smakiem gorącej budyniowej babeczki.

Tęsknię za grillowaną rybą – najchętniej peixe de espada preto z prostą sałatką ze świeżych warzyw.
Za przystawkami – oliwkami i lokalnym serem, świeżym pieczywem maczanym w pachnącej oliwie.
Za kieliszkiem schłodzonego vinho da casa serwowanego do obiadu. Vinho bianco lub vinho verde.

Tęsknię za widokiem starych samochodów, które przywołują na myśl filmy z dawnych lat.

Tęsknię za kolorowymi płytkami na ścianach domów. Prostymi i tworzącymi wymyślne wzory.

Tęsknię za tramwajem 28. Za żółtymi kasownikami i ostrą jazdą w górę i w dół.
Za jego miarowym stukotem i wiatrem, który wpada do środka przez otwarte okna.

Tęsknię za praniem suszącym się na zewnątrz bez poczucia wstydu.

Tęsknię za niespodziankami, jakie przynoszą spacery po Alfamie czy Bairro Alto.

Tęsknię za spokojnymi dźwiękami fado i portugalskiej gitary w ciepłe letnie wieczory.

Tęsknię za Praça de Espanha, skąd odjeżdża autobus do Costa da Caparica.
Na długą i piękną plażę, na której obserwuję fale, mewy i surferów. Odpoczywam.

Tęsknię za wielkimi muszlami wyrzuconymi na brzeg, za nieregularną fakturą piasku.

Tęsknię za pociągiem do Cascais, widokami za oknem, słuchaniem rozmów pasażerów.
Za latarnią morską, kolorowymi pawiami w parku i długą promenadą wzdłuż wody.

Tęsknię za mostami. Za rzeką Tag i jej melancholijnym szumem. Za zachodami słońca.

Tęsknię za Lizboną każdego dnia. Kiedyś napisałam, że gdyby ktoś zaproponował mi, że zobaczę cały świat, pod warunkiem, że nie wrócę już nigdy do tego miasta to bym odmówiła. Bez żalu. Byłam tam wiele razy, ale wciąż mi mało. Jeśli znasz Lizbonę chociaż trochę, na pewno mnie rozumiesz. Powiesz mi za czym Ty tęsknisz?