W ten weekend udało mi się zrealizować kolejne marzenie z Listy Marzeń – odwiedziłam Bergamo. To włoskie miasteczko “prześladowało” mnie od dawna, a droga do niego była długa i wyboista. Warto było czekać, bo okazało się wspanialsze niż sądziłam. Magiczne, kolorowe i pełne słońca. Jaki był ten krótki wyjazd? W wielkim skrócie minął nam na …

… jedzeniu włoskich lodów i spacerowaniu wąskimi uliczkami Città Alta (często!)

… nielicznych wędrówkach nowszą, dolną częścią Città Bassa

… podziwianiu donic, kwiatów, rabatek – kwitnących jakby było lato
… wchodzeniu pod stromą górę w palącym słońcu i schodzeniu w dół w rześkim chłodzie

… wypatrywaniu owoców na drzewach (widziałyśmy m.in. cytryny, kaki, kiwi, granaty i inne)
… zastanawianiu się, co to właściwie za roślina / krzak / drzewo – dużo nowości! Kto wie co to?!

… cieszeniu oczu barwami jesieni i ostatnimi w tym roku promieniami światła i ciepła

… rozpaczliwym szukaniu cienia, gdy robiło się naprawdę gorąco

… pochłanianiu ogromnych ilości kalorii (głównie z węglowodanów) i popijaniu ich winem

… próbowaniu słodyczy – polenta e osei jest ble, za to ciambelle alle mandorle było pycha!

… uciekaniu z Città Alta w miejsca zupełnie pozbawione turystów (bardzo często!!!)

… jeżdżeniu w górę i w dół stromymi kolejkami funicolare (skoro już “zapłacone jest” ;))

… zachwycaniu się wszechobecnymi pastelami i spokojnym życiem

… liczeniu skuterów, zaparkowanych dosłownie wszędzie

… nadużywaniu zwrotów “jak tu pięknie”, “jakie to piękne” i ich pochodnych

…. błądzeniu po miejscowości Lecco i wdychaniu świeżego zapachu jeziora Como

… piciu kawy – mocnej i aromatycznej, bo dobra kawa nigdy nie jest zła!
Było cudownie – nie za długo, nie za krótko, jak w sam raz. Idealny city-break dla każdego!
