Kilka dni po moim powrocie z Maroka spotkałam koleżankę. Kiedy usłyszała, gdzie byłam od razu ze współczuciem pokiwała głową mówiąc “Pewnie zabrali was na ten główny plac w Marrakeszu?“. “Oczywiście!!!” – odpowiedziałam pełna entuzjazmu. “Rozczarowujące i paskudne miejsce, co?” – padło z Jej ust, a mi odebrało mowę. Jakie? Paskudne? Byłyśmy na tym samym placu?

Ja wiem, że każdy z nas ma inny gust, każdemu podoba się coś innego, ale są takie chwile, gdy moja głowa nie jest w stanie na szybko tego przeanalizować, zatwierdzić i kontynuować dialogu.

Plac Dżemaa el-Fna to ogromny plac położony w centralnej części miasta. Tu bije jego serce, tu można poczuć jego rytm. Nie jest czysty, sterylny i europejski. Mam świadomość, że nie każdy jest miłośnikiem takich klimatów. Tłoczno, bardzo głośno i chwilami irytująco, gdy co sekundę jest się zaczepianym albo niezbyt subtelnie zachęcanym do zrobienia sobie zdjęcia z małpką na sznurku (oczywiście turyści z tego typu “atrakcji” chętnie korzystają, widziałam kilka osób szczerzących zęby do obiektywu ze smutnym biedactwem u boku lub na ramieniu i nie popieram tego oraz nie rozumiem związanej z tym znieczulicy).

Miałam dość duży problem z robieniem zdjęć. Zaraz po wylądowaniu zostaliśmy poinformowani, że w Maroku zdecydowanie nie należy robić zdjęć kobietom. Poważnie traktuję tego typu sugestie, ale też nie popadam w histerię i robię zdjęcie, jeśli gdzieś w kadrze, w odległości 150 m ode mnie stoi jakaś pani (a oprócz niej 150 turystów i 75 miejscowych mężczyzn). Panie były jednak innego zdania. Zawsze mój obiektyw widziały, zasłaniały twarz wszystkim, co miały pod ręką (raz nawet składanym krzesełkiem), a mi momentalnie było głupio. Przecież to nie je chciałam sfotografować, ale ciężko jest ominąć każdego, tym bardziej na placu na którym są tysiące osób. Mam mniej zdjęć niż bym chciała, ale trochę udało się zrobić. Nic na siłę, nie wbrew regułom.

W ciągu dnia to po prostu duży plac na którym można kupić śmiesznie tani (ok. 0,5 EUR) sok ze świeżo wyciskanych pomarańczy (obłędny!) i suszone owoce. Trafi na niego większość osób spacerująca lub robiąca zakupy na popularnym souku. Sporo tu artystów jak też osób chcących zarobić na turystach. Poza wspomnianymi wcześniej panami z małpkami, są też zaklinacze węży (ogromnych, brrr!), panie sprzedające różne bibeloty i prezentujące katalogi ze wzorami tatuaży z henny i wiele innych. Dzieje się dużo.

Im bliżej zmierzchu, tym robi się bardziej fascynująco. Turyści przestają stanowić większość, z każdą minutą pojawia się coraz więcej miejscowych. Szybko i zwinnie stawiają odkryte namioty, które po jakimś czasie zmieniają się w malutkie knajpki serwujące baranie głowy, owoce morza, a także ślimaki.

Zainteresowanie jest naprawdę duże. Skusiliśmy się na tłuste i pyszne panierowane kalmary oraz grillowanego bakłażana serwowanego z chlebem i genialnym pomidorowym sosem. Zalaliśmy to świeżym sokiem z pomarańczy spodziewając się tragedii, ale nasze żołądki zniosły to bardzo dzielnie.

Przyznam się Wam – serce biło mi jak oszalałe. Czułam się tak, jakbym znalazła się na planie jakiegoś filmu albo w zupełnie innym świecie. Obcym, nieznanym, ale jakże zachwycającym i pociągającym.

Widok i atmosfera – niesamowite. Biegałam po placu z bardzo głupią miną i chyba otwartą z wrażenia buzią. Przecierałam oczy ze zdumienia patrząc na mężczyzn grających w zupełnie mi nieznane gry, na opowiadacza historii otoczonego grupką lokalnych słuchaczy, na licznych muzyków.

Tak jak pisałam w poprzednim wpisie – to miasto bardzo trudno jest opisać. Trzeba je poczuć każdym ze zmysłów. Otaczają nas obłoki dymu wydobywające się z garkuchni, zapach przypraw i potraw, od różnorodności dźwięków może zakręcić się w głowie. Ilość bodźców dookoła jest aż niewiarygodna.

Zimno mi było. Zmarznięta, przemoczona, w wilgotnym ubraniu nie czułam się do końca komfortowo, a jednak trudno mi było po prostu wejść do jakiejś knajpy, usiąść, napić się.

Bałam się, że coś mi umknie, że coś stracę, że ta szansa może się już nigdy więcej nie powtórzyć. Chodziłam to tu, to tam ciesząc oczy. Czułam się bezpiecznie, chociaż większość znajomych nie podzielała mojego zdania. Obawiałabym się jedynie kieszonkowców, ale ci są przecież wszędzie.

Plac Dżemaa el-Fna jest miejscem magicznym. Można się nim zachwycać lub uważać, że jest okropny, ale nie wierzę, że można przejść wobec niego obojętnie. A Ty jak myślisz?

0 comment
Nas zauroczył nie tylko Marakesz i plac Jama el Fna, ale także całe Maroko. W trzy tygodnie przejechaliśmy samochodem ponad 3000 kilometrów i nigdzie nie czuliśmy się zagrożeni, nawet gdy sami "gubiliśmy" się w wąskich uliczkach Fezu. Koniecznie chyba musisz wrócić do Maroka i zobaczyć pozostałe wspaniałe i magiczne miejsca. Może inspiracji dostarczyć Ci nasz blog. "Podróże Lili i Jurka" (wpisami o Maroku rozpoczynaliśmy nasze blogowanie i dlatego są one trochę niezdarne, początek wpisów o Maroku: podrozeliliijurka.blogspot.com/2016/02/maroko-dzien-pierwszy-podroz-do-maroka.html).
Nie rozumiemy ludzi, którzy krytycznie wypowiadają się o Maroku, a nigdy tam nie byli.
Pozdrawiamy, gratulujemy wspaniałego bloga, szczególnie podobają się nam Twoje teksty.
Lila i Jurek
PS. Na naszym blogu opisaliśmy także podróż po Andaluzji. Porównaj swoje wrażenia z Sewilli i Rondy z naszymi. Sewilla tu: podrozeliliijurka.blogspot.com/2017/05/12-andaluzja-sewilla-stolica-radosna.html , a Rondę i inne miejsca znajdziesz.
Plac odwiedziłyśmy w nocy i za dnia. Nocą klimat jest rzeczywiście wyjątkowy. "Polowe" kuchnie, zapachy, grajkowie, magicy i wspaniały bajarz, którego miejscowy tłum słuchał jak zaczarowany. Mnie plac el-Fna zauroczył.
Marrakesz ma w sobie coś tajemniczego, marzy mi się podróż tam chociaż nigdy nie byłam . Zastanawiam się czy przyprawy stamtąd smakują inaczej niż w Europie
masz rację, to magiczne miejsce… i masz rację, ożywa dopiero wieczorem. sok pomarańczowy i suszone owoce pycha, choć barania głowa pobiła wszystko (mi akurat wystarczył sam jej widok 😉 ). miałam podobne odczucia, że to całkiem inny od naszego świat, egzotyczny i po stokroć wart poznania. ciekawy, bajecznie kolorowy i kipiący życiem. ech, w taką ponurą zimę marzy się, żeby znów tam wrócić.
Nigdy nie byłam, ale…(i tutaj przepraszam za szczerość) nie chciałabym być;> Wiele osób pociągają te klimaty (w moich otoczeniu rodzice tam byli, przyjaciółka w podróży poślubnej), ale mnie nie, tak jak Indie choć wiele osób o nich marzy;>
Ostatnio przeczytałam rewelacyjną powieść "Podarunek z przeszłości", której akcja toczy się we współczesnym oraz 17w. Maroku. Ta książka i Twoja relacja narobiły mi strasznego smaku na Maroko:). Na pewno nie w najbliższym czasie, ale kiedyś na pewno:).
Niesamowity jest klimat tego placu. Ja słyszałam o nim zawsze same pozytywy, więc aż mnie dziw bierze, ze komuś sie nie podoba. Cóż – gusta sa różne.
Ale to miejsce ma w sobie to COŚ. 🙂
Tak to jest, że są gusta i guściki. Ja się zawsze bulwersuję jak słyszę, że we Włoszech NIC nie ma…
To trudno tam pewnie robić tam zdjęcia, przecież zawsze gdzieś ktoś jest.
Z przyjemnością się tam wybiore 🙂
Me gusta mucho el reportaje, sobre todo cuando está anocheciendo, la luz es muy buena
Saludos
Koniecznie muszę się tam pojawić, tylko z kimś kto mnie zmusi, aby stamtąd pójść:)
To nie są moje klimaty tak na żywo, ale popatrzeć mogę z przyjemnoscią, bo miłe dla oka zdjęcia
Uwielbiam takie miejsca, chyba by mi sie podobało, ale wiem, że mój małżonek w życiu nie poleci dobrowolnie do tego kraju, jak i wielu innych tak a propos… a szkoda, bo ja bym popstrykała 🙂
Piękne zdjęcia, potrafisz pokazać i opisać to wszystko tak, że żadna reklama Ci nie dorównuje 🙂
Świetne miejsce, robi wrażenie. Musi zapewniać dużo pozytywnych emocji. Dzięki temu blogowi mam okazję zobaczyć miejsca o których istnieniu nie miałam zielonego pojęcia 😉 Drobne rzeczy a cieszą!
Sprzedawcy wody których spotkałam byli strasznie agresywni 😛
Tak jak napisałam – mam takie podejście. I rozumiem, że może to nie być w czyimś guście, że nie każdy lubi takie klimaty i że nawet dla mnie było chwilami irytująco.
Zawsze staram się być obiektywna. Marakesz i plac bardzo mi się marzyły i też słyszałam o ich "magii". Zderzenie z rzeczywistością było dość brutalne, bo o ile spodziewałam się nagabywania, to nawet w procencie nie tak dużego, z jakim się spotkałam – oczywiście mówię nie tylko o Marakesuz i placu, także o Fezie.
Plac ma klimat, zapachy i kolory przyprawiają o zawrót głowy – to oczywiste. O ile ktoś ma żelazne nerwy i potrafi się odciąć od nagabywania, czuje się jak w bajce. Nie każdy to potrafi i dla takich właśnie ludzi miejsce to jest rozczarowujące i pewnie Twoja koleżanka do nich należała. Dla mnie rozczarowujący może nie był, ale musiałam się bardzo starać po tym jak jeden z właścicieli małpek zobaczywszy mnie z aparatem celującą w jego stronę wykrzyknął "f…ck you!"
Reasumując, wierzę że należy czerpać z każdej opinii i z każdego punktu widzenia i wyśrodkować oczekiwania, zarówno entuzjaści jak Ty, jak i malkontenci jak Twoja koleżanka, mają rację, wszystko zależy od doświadczeń. Polecam takie podejście.
Mam dokładnie te same wrażenia. Za pierwszym razem byłam tam za dnia. Ot, wielki cyrk, kolorowi sprzedawcy wody, zaklinacze węży, naciągacze… Za drugim razem zostałam do wieczora i poczułam się jak w bajce. Niebezpiecznie? Wcale się tak nie czułam. Magicznie? Taaaak!
Jestem z tych co właśnie taki klimat zachwyca. Głowa tam pęka od wrażeń, kolorów, zapachów!
Ja robiłam zdjęcia ludzi tylko z daleka (pana od kalmarów spytałam czy mogę). Chodzą też sprzedawcy wody ci tacy kolorowo ubrani, to oni chcą zapłatę.
Dokladnie to samo nam powiedziano o robieniu zdjec, z tym ze tyczylo sie to wszystkich tubylcow, nie tylko kobiet. Dlatego moje zdjecia przedstawialy glownie budynki od polowy haha. Ciesze sie, ze o tym wspomnialas, bo juz sie zastanawialam, czy to nie chwyt marketingowy, zebysmy kupili zdjecia od fotografa, ktory podazal za wycieczka (w sumie jedno nawet kupilam)
Aga, piękne zdjecia!
trochę w takich miejscach zniechęcają mnie namolni nagabywacze, włąsnie typu zdjęcia z małpką albo kup pan ceglę (w końcu jesteś z Europy więc masz kasę), itd.
Byłam i napewno wrócę. Marakesz jest wspaniały i guzik mnie obchodzi że "komercyjny i turystyczny" ;). A co do zdjęć kobiet nie spotkałam się z takim problemem. Mam trochę w swojej kolekcji.
Agnieszka
Jak pięknie…
I te magie oddaja swietnie Twoje zdjecia, bardzo lubie bazary z calym kolorowym rozgardiaszem…jeszcze pamietam bazar Khalili w Kairze…