Nie przepadam za komediami romantycznymi, ale są wśród nich perełki, które uwielbiam. W moim odczuciu są to jednak dobre filmy obyczajowe, z nutką uśmiechu i jakąś historią miłosną malującą się w tle. Dzisiaj film, który nie cieszy się zbyt dobrą opinią na forach, ma niskie oceny, ale mi to nie przeszkadza. Widziałam go już kilka razy i jeszcze nie raz obejrzę. To jeden z filmów, które trzymam zamknięte w małej, białej szufladzie z napisem “Ma melancholię i niepogodę“. Zapraszam Cię w podróż do Elizabethtown. Ruszamy?!
“Elizabethtown” (reżyseria/scenariusz Cameron Crowe) to przyjemna opowieść o człowieku, który swoje życie uzależnił od sukcesów zawodowych. Zapomniał o rodzinie, zachłysnął się sławą i życiem na pokaz. I wtedy przyszło FIASKO… Przyszło szybko, bo w pierwszych dwóch minutach filmu doprowadzając Drew do samobójczej próby przerwanej informacją o śmierci ojca, którego nie widział od dawna. Ha! Brzmi przygnębiająco, dołująco i ponuro? Nic z tego! Wszystko co widzimy na ekranie jest lekko przerysowane i doprawione świetnym humorem.
Głównego bohatera gra Orlando Bloom i jest to jedyna rola, w której go lubię. Jako Drew jest niezły. Trochę ciamajdowaty, a trochę uroczy. Pakuje walizkę i niezbyt chętnie wyrusza do Kentucky, gdzie mieszkają krewni ojca i gdzie zmarł on na zawał serca. W samolocie poznaje ciut upierdliwą, ale słodką Claire, która pracuje w American Airlines jako stewardesa. Na pożegnanie cyka mu pamiątkowe zdjęcie (nieistniejącym) aparatem. Wiemy, że tych dwoje jeszcze się spotka.

Kiedy Drew przyjeżdża do Elizabethtown, nie umie ukryć zaskoczenia. W miasteczku, w którym nie był od lat, wszyscy go znają i witają z radością. Ojciec, z którym rzadko się kontaktował w ostatnich latach jest tam uwielbiamy. Jego ogromna rodzina, o której nie wie zbyt dużo, okazuje się nieco specyficzna, ale bardzo pozytywna. Urok prowincjonalnego miasteczka, stare zatargi rodzinne, próba odnalezienia się w nowej sytuacji i pełne humoru sytuacje, to tylko część mocnych stron filmu. Wspaniała jest też ścieżka dźwiękowa, która należy do moich ulubionych i często słucham jej w sobotnie popołudnia sprzątając lub leżąc na kanapie z książką.
Nie chcę powiedzieć za wiele. Bo w filmie dzieje się dużo, chociaż wydaje się, że nie dzieje się nic. Są rozmowy telefoniczne o wszystkim i niczym, spotkania nad ranem z serii “meet me halfway“, zaduma nad zmarnowanym czasem i szansami, które już nie wrócą, dziwne zdarzenia na hotelowym korytarzu, nawiązywanie relacji z rodziną oraz przypadkowa przyjaźń, która przynosi wytchnienie a z czasem powolutku zmienia się w coś więcej.
Na końcu Drew wyrusza w samotną, powrotną podróż do domu w Oregonie, którą od dawna planował odbyć z ojcem, ale jakoś ciągle brakowało mu czasu. Piękna to podróż, wartościowe sam na sam z własnymi myślami, nadchodzącą zawodową katastrofą, która ma szansę stać się nowym początkiem.
Ok, miałam nic nie mówić! Lubię “Elizabethtown” na niesamowitą lekkość, brak zadęcia, specyficzny i trafiający w mój gust humor, abstrakcyjność niektórych sytuacji. Nie jest to arcydzieło światowej kinematografii, ale przyjemna, podnosząca na duchu historja o tym, co w życiu jest naprawdę ważne. I trochę też o tym, że większość szans może się nie powtórzyć, więc warto wykorzystać je dobrze.
11 komentarzy
A dlaczego ja tego nie widziałam?
U mnie NN !
Serdecznie zapraszam na podroze-to-co-kocham.blogspot.com
Trochę się u mnie zmieniło …
Wejdź 🙂
Marysia
Aż jestem zaskoczona, że wiekszość nie widziała 🙂
Bardzo pozytywny film a muzyka faktycznie amerykańska w najlepszym wydaniu!
Widziałam tylko raz, ale się zakochałam 🙂 Polecam wszystkim, przyjemne kino.
Za Orlando też nie przepadam, ale Twój opis zachęca, poszukam i obejrzę na pewno 🙂
No to idę do wypożyczalni !
Muszę to obejrzeć , ciekawie się zapowiada ;D
Zawsze chciałam obejrzeć ten film, ale nigdy nie miałam okazji. A skoro Tobie się podobał i go polecasz to nie ma przebacz, teraz muszę go obejrzeć…
Nie słyszałam wcześniej o tym filmie, ale namówiłaś mnie 🙂 Poza tym skoro to TY go polecasz to musi być dobry!
Ja tam lubie komedie romantyczne, byle nie za bardzo romantyczne, ot takie lekkie filmiki z fajna sceneria, przy ktorych mozna sie wylaczyc, a nawet przespac. Poszukam, moze gdzies po interncecie sie plata. Dawno niczego nie ogladalam w ogole.
Oj to chyba obejrze 🙂