Weekend w Brukseli, to ponad 40h do wykorzystania na zwiedzanie i poznawanie stolicy Belgii. To dużo czy mało? Jeśli chce się odwiedzać muzea, to czasu jest niewiele. Jeśli chcemy wyrwać się z domu, zobaczyć kilka nowych miejsc, zjeść coś dobrego, na chwilę zmienić klimat i otoczenie, to według mnie wystarczy. Dziś chciałabym przedstawić Wam moją propozycję spędzenia czasu w tym mieście. Co warto zobaczyć będąc w Brukseli zaledwie dwa dni?
Przyleciałyśmy na Charleroi w piątek o 20.15, od razu wsiadłyśmy w shuttle bus i przed 22 zameldowałyśmy się w hotelu. W ramach pozasezonowej promocji weekendowej, 2 noce dla dwóch osób w hotelu Ibis przy placu Ste Catherine kosztowały ok. 110EUR (z city tax). To dobra lokalizacja, a obiekt bardzo przyzwoity. Wyszłyśmy z samego rana, wypiłyśmy kawę, zjadłyśmy bagietkę i po zaledwie 10 minutach doszłyśmy do Galerie Royales Saint-Hubert, czyli przepięknego pasażu handlowego z 1847 roku. Znajdują się w nim kawiarnie (m.in. ciesząca się świetnymi opiniami Le Pain Quotidien, znana z social table, przy którym wszyscy goście wspólnie spożywają świeże, pachnące śniadanie – chciałayśmy się wybrać, ale był w środku komplet gości).
Poniżej – tylko część serwowanych u nich przysmaków, po południu lodówka świeci pustkami. Oprócz kawiarni, jest tam kilka przepięknych sklepów z czekoladą i kilka z galanterią skórzaną, a także księgarnia. Pasaż robi duże wrażenie, jest elegancki, jasny, przeszklony i fotogeniczny.
Położony jest zaledwie kilka kroków od Grand Place, czyli Wielkiego Placu, będącego centralnym punktem miasta. Przyznaję, że to jeden z najładniejszych rynków, jakie w życiu widziałam, a gdy latem pokrywa go kolorowy dywan kwiatów, musi prezentować się bajecznie.
Ze wszystkich stron otaczają go zdobne kamienice, a najbardziej charakterystycznym budynkiem jest późnogotycki ratusz, z wysoką wieżą widoczną z wielu zakątków miasta, ułatwiającą orientację w terenie. Plac o każdej porze dnia i nocy wygląda nieco inaczej, w zależności od światła i nasycenia odcieni, więc warto będąc w okolicy wrócić tam kilka razy.
Od Grand Place odchodzi kilka uliczek, wszystkie są klimatyczne i ciekawe, polecam poświęcić trochę czasu na zwykłe włóczenie się po nich, zaglądanie we wszystkie kąty.
Dodatkową atrakcją jest podziwianie wystaw sklepowych, z których kusząco uśmiechają się do nas postaci z czekolady i wiele innych smakowicie wyglądających słodyczy. Ceny są dość wysokie, ale klientom to nie przeszkadza – przy mnie jeden z turystów płacił 360EUR za kilka ponętnych bombonierek. My kupiłyśmy jedną czekoladę do podziału i na tym już poprzestałyśmy. Wybrażałam sobie, że w Brukseli będzie wiele małych, uroczych pijalni czekolady, ale nie widziałam żadnej. Czekoladę do picia kupiłyśmy na wynos, w jednym ze sklepów na rynku, po 3.5EUR za 200ml i byłyśmy totalnie rozczarowane – przeciętne kakao.
Kręcąc się po uliczkach, trafimy w końcu na symbol miasta, czyli w moich oczach dość dziwną postać młodocianego gołodupca, który, że tak powiem, leje na turystów. Manneken Pis, bo o nim mowa jest bardzo mały, można go spotkać w każdej możliwej formie i to w każdym możliwym zakątku miasta i nie widzę w nim zupełnie nic fajnego.
Po kilkugodzinnym spacerze w okolicach głównego placu, wróciłyśmy na chwilę do hotelu, po czym poszłyśmy na obiad. O Mer du Nord czytałam u Madame Edith, więc ucieszyłam się widząc, że znajduje się ok. 200m od miejsca, gdzie nocujemy. Od godziny 11 do wieczora kłębi się tu tłum osób spragnionych rybnego fast-foodu. Z ofercie m.in. panierowane kalmary, grillowany stek z ryby, której nie rozpoznałam, krokieciki rybne z sałatką, krewetki i wiele innych.
My skusiłyśmy się na rybnego burgera w super świeżej bagietce oraz kibbeling, czyli kawałki dorsza smażone w panierce, podawane z sałatką i sosem tatarskim. Powodzeniem cieszy się wino tradycyjne i musujące sprzedawane na kieliszki oraz w butelce a posiłki spożywa się tam, gdzie się komuś uda znaleźć kawałek przestrzeni np. na ławce, na stojąco przy jednym z wysokich stolików lub po prostu przy ladzie a nawet na imitujących stoły, ułożonych na sobie, plastikowych skrzynkach. Jedzenie jest smaczne, porcje nie są za duże (idealne na niezbyt duży głód) a ceny przystępne (od 5 do 12EUR).
Po posiłku wsiadłyśmy w metro, które dowiozło nas do stacji Beekkant, gdzie przesiadłyśmy się w niebieską linię metra w kierunku Koning Boudewijn, wysiadłyśmy na stacji Heysel i po wyjściu na powierzchnię naszym oczom ukazał się kolejny symbol Brukseli, tym razem bardziej imponujący – gigantyczny model cząsteczki żelaza zbudowany na Wystawę Światową, która w tym mieście odbyła się w 1958 roku i Atomium zostało jako pamiątka po tych wydarzeniach.
Kolejka do wjazdu na górę była tak duża, że zrezygnowałyśmy (wstęp kosztuje 9EUR), chwilę odpoczęłyśmy w sąsiednim parku, zastanawiając się nad wizytą w znajdującym się obok Parku Miniatur, ale finalnie zdecydowałyśmy się na powrót do miasta i kolejny spacer.
Wysiadłyśmy w pobliżu Canal de Charleroi, bo miałam nadzieję, że uda mi się zobaczyć na nim jakąś barkę, ale niestety żadna w tym miejscu nie płynęła. Zaczynało się ściemniać. Wróciłyśmy spacerem na plac Ste-Catherine, minęłyśmy go i ruszyłyśmy w kierunku rynku.
Doszłyśmy do Rue des Bouchers, gdzie znajduje się mnóstwo restauracji z daniami z wielu zakątków świata, chociaż najbardziej rzucają się w oczy mule z frytkami i sałatką. Jest tu mnóstwo naganiaczy i pomimo, że ulica jest kolorowa, nie należy do miejsc “w moim typie”.
Powyżej: prezentacja świeżych owoców morza. Blisko stąd do popularnego Délirium Cafe, gdzie można spróbować wielu rodzajów piwa. Mi nie przypadło jakoś szczególnie do gustu, zresztą nie miałam ochoty na piwo, bo było dość chłodno, ale to miejsce podobno kultowe. Pisała o nim Ewa. Następnie ruszyłyśmy w kierunku Grand Place, a po drodze spotkałyśmy wesołych muzyków.
Pomimo, że nasze porcje obiadowe nie były duże, nie zmieściłyśmy już planowanych frytek.
Około 22 wróciłyśmy do hotelu, aby się wyspać, wymasować stopy i pomyśleć, co chcemy robić w niedzielę, bo planowałyśmy wstać raniutko i od razu ruszyć w miasto.
Poranek był słoneczny i przyjemny. Zaczęłyśmy od śniadania w świetnej sieciówce z produktami ekologicznymi i zdrowym jedzeniem EXKI przy stacji metra Bourse. Mają tam przepyszne pieczywo, genialne konfitury, wspaniały świeży sok, niezwykle aromatyczne herbaty, sałatki i wiele innych. Śniadania są do 11.30, a ich ceny są w miarę przyzwoite.
Ten dzień minął nam pod hasłem poszukiwania kolorowych murali na ścianach budynków. Jest ich w Brukseli sporo, w sieci można nawet znaleźć trasy spacerowe np. trasa komiksów. Przyznaję się bez bicia, że o większości komiksowych, belgijskich bohaterów nigdy dotąd nie słyszałam, kojarzę jedynie Smurfy, ale takie rozglądanie się na boki zawsze sprawia mi frajdę. Wszyscy, którzy komiksy lubią, powinni wybrać się do The Belgian Comic Strip Center.
Kolejnym przystankiem był targ staroci przy Place du Jeu de Balle. Byłyśmy tuż po 10, a handel kwitł już w najlepsze. Ilość oferowanych przedmiotów idzie w tysiące, znaleźć można tam chyba wszystko. Nie robiłam tam dużo zdjęć, ale myślę, że jeszcze się jakieś pojawią. Drugi znany targi staroci, chociaż już bardziej stylowy, na którym jest porządek, przedmioty leżą elegancko poukładane na stołach znajduje się przy kościele na Place du Sablon, jednak ten pierwszy podobał mi się bardziej, było na nim wielu miejscowych i ciekawsze rzeczy.
W trakcie spaceru z jednego targu na drugi mijałyśmy m.in. ciekawe retro-sklepy z ciuchami oraz bardzo oryginalne witryny m.in. z używanymi, drewnianymi meblami i etno dekoracjami.
Z okolic kościoła Notre Dame du Sablon, w niespełna 20 minut można wrócić na Grand Place, co uczyniłyśmy. Jeszcze przez godzinę szukałam kolorowych malunków na ścianach budynków, ale nie udało mi się znaleźć wszystkich. Część pokazuję dziś.
Zbliżało się południe, a o 12.00 musiałyśmy się wykwaterować z hotelu, więc szybko wróciłyśmy, przepakowałyśmy plecaki i z całym dobytkiem ruszyłyśmy na wczesny lunch.
Wróciłyśmy znów do Noordzee Mer do Nord, tym razem na sycącą zupę rybną z serem.
Żeby spalić kalorie, udałyśmy się na długi spacer, przez historyczną część miasta, okolice katedry St. Michel& St. Gudula, następnie przez Parc de Bruxelles aż pod Europarlament.
Nie starczyło nam czasu na wizytę w Parlamentarium, więc przeszłyśmy się jeszcze pod budynki Komisji Europejskiej. To dość nowoczesna i mało przyjazna dzielnica, dużo tu pozbawionych duszy biurowców, trochę sklepów i mnóstwo zamkniętych dla obcych drzwi.
Tylko kilka kroków stąd znajduje się przyjemny Parc du Cinquantenaire z górującym nad nim Łukiem Triumfalnym. Latem musi być tu bardzo zielono i idealnie na chwilę odpoczynku.
Po parku weszłyśmy w metro, by powoli kierować się w kierunku lotniska. Właśnie wtedy zostałyśmy okradzione i okazało się, że w poniedziałek znów wróciłyśmy w okolice parku, bo właśnie tam znajduje się nasz Konsulat. Taka zupełnie nieplanowana, dodatkowa wizyta.
Cudowna była pogoda, a wiosna powoli budziła się do życia. Przyjemnie było zobaczyć pierwsze w tym sezonie pączki kwiatów, obudziło to we mnie nadzieję na nadejście Wiosny.
W drodze z Konsulatu na lotnisko, zdecydowałyśmy się pojechać okrężną drogą, aby raz jeszcze zjeść najlepsze belgijskie gofry. Można je kupić z najróżniejszymi dodatkami – bita śmietana, Nutella, czekolada, owoce, sosy i inne, ale wg mnie najsmaczniejsze są w wersji bez niczego.
Nadszedł kolejny wieczór, gdy w końcu miałyśmy wrócić do domu. Ufff. Bruksela nawet mi się podobała, chociaż bez drżenia serca. Ma swoje “momenty” i sporo ciekawych, przyjemnych dla oka akcentów. Zaskoczyła mnie jednak dużą ilością bezdomnych i strasznym syfem na dworcach. Były miejsca, w których nie czułam się swobodnie i bezpiecznie. Dobrze będę wspominała to, co miałam okazję tam jeść – od śniadań po kolację, z deserami włącznie. Myślę, że warto się tam wybrać, także o tej ciut gorszej porze roku, bo jeśli trafi się pogoda, nie brakuje kolorów.
Jeśli mieszkacie w Warszawie lub okolicach, to można tanio i wygodnie dostać się do Brukseli. My leciałyśmy liniami WizzAir – wylot jest w piątek o 18.20 a lądowanie w niedzielę o 23.00, więc jest to wypad idealnie weekendowy. Za przelot płaciłyśmy niecałe 100zł/1os + koszt autobusu z/na lotnisko (kupowany odpowiednio wcześniej on-line już od 5EUR w 1 stronę!). Ceny na miejscu są różne, ale można jeść tanio i ekonomicznie, a nadal pysznie (gofry 1EUR!). Mam materiału na więcej postów z tego wyjazdu, ale jeszcze nie podjęłam decyzji czy zrobię kolejne wpisy czy po prostu galerię na Facebooku – to zależy od zaleczenia mojej traumy 😉
45 komentarzy
A co polecisz na wypad z kilkuletnim maluchem?
No niezłe bydlę się odezwało… Mama dolożyla na gofra z nutellą?
blog syf masakra- ceny się nie zgadzają, godziny lotów też nie, jak ktoś jest bidulem i je wyłącznie gofry i śmieci z pseudo ryby to po co go słuchać? takie głupie pisanie co ci mi się podoba jakby to kogoś interesowało, pisze się konkretnie jest tak i tak, przeczytaj przewodnij o miejscu jak tam jedziesz i ta bajeczka że okradli polki biedne w Brukseli jakby nie mieli kogo :)))) a z czego Cię okradli? z suchego gofra z 1 euro ?
Dużo cennych informacji, Bruksela jest piękna. W tym roku zamierzamy się wybrać.
Bruksela na weekend jest idealna! Fajny artykul i bardzo ladne zdjecia 🙂
Będę w lutym w przyszłym roku z moimi przyjaciółmi. Lecimy Wizzair z Lublina, na 4 dni ( pt-pon), taki dłuższy weekend. Super opisałaś Twój pobyt, na pewno skorzystam podczas mojej podróży.
To dobrze, że dokumenty udało się ocalić!
Dwa tygodnie temu również miałam nieprzyjemny incydent w Madrycie, szczęście w nieszczęściu dowody osobiste po odprawie na lotnisku włożyłam luzem do torebki. Ale kasa cała na początku pobytu dostała nóg 😞
Właśnie jestem w Brukseli i korzystam z Twojego opisu:)
To jest jakieś hmm 7-8h na miejscu, spokojnie wystarczy na spacer po centrum – Galerie Royales Saint-Hubert, Grand Place, Manneken Pis, zakup czekoladek, zjedzenie gofra, przejście się np. fragmentem szlaku komiksów
Przylot do Charleroi o 8:15 a wylot 20:55, jak myślisz co warto w takim czasie zrobić i zobaczyć w Brukseli? Tylko tak, żeby jak najmniej wydać, bo w sumie to nieplanowana wizyta. Po prostu wracając z Budapesztu mogę lecieć przez Charleroi ale mam do wyboru przesiadkę 12h jak wyżej wymieniona albo po prostu 2,5h, a więc zwykłe nieruszanie się z lotniska, ale jednak ta Bruksela mnie kusi i myślę jak tam spożytkować czas.
Wyśmienite zdjęcia ! 🙂
piękne zdjęcia:), pozdrawiam, z Brukseli
będzie przydatne? : przeglad-turystyczny.pl/europa/175-co-warto-zobaczyc-w-belgii
Au revoir !
Na swojej stronie prowadzisz ciekawy blog podróżniczy, może zainteresuje Cię też blog Bartka Zobka?
kalendarzprzygod.pl/
Jest trochę inny niż pozostałe, bo zawiera rekomendacje na konkretne miesiące : )
To prawda, a przez Internet można kupić już za 10EUR w 2 strony. Cieszę się, że Wam smakowało 🙂
Właśnie wróciliśmy z weekendowego wypadu do Brukseli. O Mer du Nord przeczytałam na Twoim blogu. Cudowne miejsce! Nigdy nie jadłam tak pysznych mule – dziękujmy 🙂 trafiliśmy tam dzięki Tobie. I polecam to miejsce wszystkim. Jedzenie przepyszne!
p.s. Bilety na shuttle bus najlepiej kupić przez internet, bo na lotnisku doliczają do ceny dodatkowe 3 euro "za obsługę".
🙂
Myślę, że na pewno! Fajnie, że lecisz!
Powróciłem do wpisu o Brukseli, bo chciałem go przypomnieć. To za sprawą tego, że wczoraj kupiłem bilety i Mikołajki spędzę w Belgii. Jestem ciekaw czy podczas tego weekendowego wypadu w Brukseli będzie chociaż jakaś namiastka jarmarku świątecznego, klimatu, grzane wino i te sprawy 🙂
Dzięki za ciekawy opis wycieczki i rekomendację Mer du Nord, zupa rybna przepyszna i dostarczyła sił na dalsze zwiedzanie:) jutro przed nami dalsze podbijanie miasta
wlasnie jutro wybieram sie pierwszy raz do Brukseli, ciekawy opis, bardzo dobre zdjecia, gratuluje
Pawel
brussels-city-shuttle.com/en/#/
Ciekawy reportaż:) a gdzie można kupić bilet na autobus z lotniska?
Wlasnie planujemy z mezem weekendowy wyjazd do Brukseli.Twoj fotoreportaz bardzo nam w tym pomogl,bardzo dziekujemy:))
Mi najbardziej gofra brakuje 😀
Chyba nie widziałam wielkich, czekoladowych biustów 😉 A restauracja-trumna brzmi przerażająco!
Na tyle na ile znam Twój gust, myślę, że Bruksela by przypadła Ci do gustu
Świetne zdjęcia, rewelacyjna fotorelacja. No niestety bandziory są wszędzie… Mimo wszystko, cudna wycieczka. Pozdrawiam.
Nic godnego szczególnej uwagi 😉 Najbrzydsze są jednak budynki w okolicy Komisji Europejskiej
Agnieszko na Twoich zdjęciach Bruksela wygląda bardzo przyjemnie:D i przede wszystkim smakowicie! Jak podobała Ci się architektura instytucji europejskich?
Świetna wycieczka, momentami smakowita
dziękuję 🙂
Poza ta kradzieżą zachęciłaś mnie tym postem. Ja nie mam za bardzo stosunku do Brukseli, niewiele o niej wiem i nijak mi się kojarzy. Ale po zdjęciach widzę, że jest co oglądać, może się przekonam na własnej skórze:)
Pomijając już cale te nieprzyjemne zajścia pod koniec, widzę że wyjazd udany. Mnie szczególnie zainteresowało jedzenie :))
Z opisu i zdjęć już mi się podoba 🙂 Słyszałem, kilka opinii, że do Brukseli nie ma po co jechać. Jednak nigdy się z tym nie zgadzałem. Po przeczytaniu Twojego wpisu tylko się w tym utwierdziłem. Co do czasu to skoro miał to być weekendowy wypad to trudno oczekiwać, że zobaczy się i jeszcze zwiedzi dużo muzeów czy atrakcji. Po mimo tego nawet weekendowe wyjazdy kształcą.
😉 ja pamiętam głównie wielkie czekoladowe biusty i maleńkie zachwycające czekoladki wieki temu, kiedy jeszcze nie było w modzie pójść do Le Cercueil (restauracji – trumny), chyba i tak bym tam nic nie przełknęła 😉
Faktycznie, Bruksela i Belgia generalnie, należy do dość przystępnych cenowo kierunków. Super okazja trafiła Wam się z tym hotelem 🙂
Uwielbiam Grande Place i jego okolice, kolorowe murale, gofry, czekoladę i belgijskie piwo. Szkoda, że kolejka do Atomium była długa, bo widok z samej góry jest wart wydania tych 9 euro.
Kiedy ja bylam w Brukseli, to nocowalam niedaleko Europarlamentu i faktycznie, nie bylo w tym miejscu nic specjalnego, ale calkiem blisko do miasta:) Mialam pecha, bo akurat centrym bylo rozkopane, a Muzeum Narodowe w remoncie…. Warto jednak sie tam wybrac, bo loty do Brukseli przewaznie sa bardzo tanie.
behance.net/gallery/Brussels-Bruges/1527445
dostaliśmy zaproszenie do Brukseli niestety akurat wtedy, co wyjeżdżamy do Grecji:( a szkoda, ten fish bar jest bardzo interesujący:)
Czyli bez szalenstw i zachwtytow? Wiem cos o tym:)
Nie no co Ty… Dawaj kolejne posty! Całkiem ładne to miasto 🙂 Jeszcze mnie tam nie było, więc chętnie popatrzę na zdjęcia 🙂 Malunki na budynkach są prześwietne a sklepy z czekoladą kuszą, oj kuuuszą!
Gdyby nie ten finał, to faktycznie weekend wyglądał na raczej udany!
Powiem Ci, że piękne robisz zdjęcia, takie oddające atmosferę i klimat tamtego miejsca. A najbardziej podobają mi się zdjęcia jedzenia:) Ciekawa jestem, co robisz z tymi zdjęciami, wywołujesz i układasz w albumach? Ja ostatnio na swoim blogu opisałam fajny sposób na przechowywanie zdjęć blog.olemole.pl/zostan-autorem-foto-ksiazek-podrozniczych/.
wow! pięknie tam! nigdy jeszcze nie byłam,ale juz widze,ze musze tam byc!
wspaniala architektura 🙂
Osobiście bardzo lubię Brukselę, z wielu względów jest mi bliska… zdjęcia zrobiłaś piękne, nawet przy niesprzyjającej pogodzie wszystko wygląda czarująco! Uliczki wąziutkie, malutkie sklepiki, dobra i smaczna kuchnia, sery, frutti do mare, wina! I te knajpki na uliczkach czego mi tu w Tokio brakuje!
Czekam na więcej…
Widzę, że miałaś też szczyptę Wenecji w Brukseli 😉
Ogólnie gdyby nie ta "przygoda" na końcu to myślę, że weekend byłby fajny. No był fajny! A, i te komiksy na budynkach bardzo mi się podobajły 🙂